Gdy dowiedziałem się, że przyjadą do nas ludzie z Rosji, na samym
początku pomyślałem o tym, jak będą się zachowywać, jak wyglądają, co
jedzą, jak zareagują na różne rzeczy, które dla nas, Polaków, są
oczywiste. Trochę dziwne, wiem!, ale jakby nie patrzeć, mamy w sobie
wyrobione (chcąc nie chcą, wpojone przez rodziców) stereotypy na temat
innych nacji.
Pierwszy dzień wymiany zaczął się dość spokojnie. Gry
integracyjne pozwoliły zobaczyć mi, że są to młodzi ludzie, zupełnie
podobni do mnie, z takimi samymi problemami i troskami jak ja.
|
fot. uczestnicy wymiany |
Największą moją przygodą podczas pierwszej części tej wymiany było
poprowadzenie warsztatów z podstaw fotografii. Stanąłem przed wyzwaniem
polegającym na wystąpieniu przed ledwo poznanymi ludźmi z innego kraju i
przedstawienie im w zrozumiałej formie podstaw, które dla mnie wydawały
się błahe i znane. Po kilku pierwszych minutach zobaczyłem, że nasi nowi znajomi
zaczynają, z coraz to większą uwagą, przyswajać rzeczy mówione przeze
mnie, a tłumaczone po chwili przez Julię, jedną z uczestniczek wymiany.
Kolejne dni zostały spędzone na dokładniejszym poznawaniu się, miasta i fotografii.
|
fot. Paweł Stafij / afa / marketing |
Po intensywnym tygodniu spędzonym w Polsce przyszedł
czas na naszą wyprawę do Rosji, do St. Petersburga. Podróży nie
ma co opisywać, poza przystankami w Wilnie i Rydze, bo była długa i
wyczerpująca.
Przystanek w Wilnie, który trwał ok. 4 godzin
pozwolił nam na dosłownie "ekspresowe zwiedzanie" kilku zabytków i
ciekawych uliczek. Rygi nie było nam dane zwiedzić nawet w szybkim tempie, ponieważ pogoda nie byla łaskawa i padało tak
intensywnie, ze udaliśmy się, błądząc trochę po drodze, do przytulnego, lecz trochę
dziwacznego pubu o nazwie Leningrad.
Po dotarciu na miejsce, czyli do St. Petersburga, zmęczeni, lecz
zadowoleni z dotarcia, wszyscy marzyliśmy o prysznicu i mięciutkim
łóżku. Gdy wszyscy się umyli, odpoczęli, najedli i wyspali, przyszedł
czas na zwiedzanie miasta.
Moje pierwsze wrażenie po zetknięciu się z miastem po regeneracji w
hostelu można porównać do swoistego odrodzenia się, ponieważ dolegało
mi tzw. "zmęczenie materiału", biorąc pod uwagę, że mieszkam we
Wrocławiu od urodzenia i znam to miasto na wylot, a nie miałem jeszcze
okazji podróżować dalej, niż do Niemiec i Holandii.
Pierwszą rzecz jaka moge napisac o "Piterze" to to, ze miasto jest ogromne.
Ulice szerokie na sześć pasów? Proszę bardzo!
Przepiękne cerkwie zdobione lśniącym w słońcu złotem? Proszę bardzo!
Zapierająca dech w piersiach panorama miasta widziana z dachów kamienic? Proszę badzo!
Muzeum sztuki w pałacu tak wielkim, że nie starczy dnia by wszytko zobaczyć? Proszę bardzo!
Metro, które mogłoby być schronem atomowym i galerią sztuki w tym samym momencie? Proszę bardzo!
Blokowiska dwudziestopiętrowców nad brzegiem Bałtyku? Proszę bardzo!
Jeśli
miałbym opisać to miasto dokładniej, niż w kilku zdaniach, musiałbym w
nim pomieszkać dłużej, niż tydzień, ponieważ to zdecydowanie za
mało czasu, by poznać to miasto nawet w małym stopniu. Dlatego, gdy
wyjeżdżałem z Petersburga, wyjeżdżałem z lekkim niesmakiem i uczuciem
niespełnienia, ponieważ wiem, że znalazłbym tam jeszcze wiele ciekawych
kadrów i poznał interesujących ludzi.
Jadąc z powrotem do domu postanowiłem, że gdy tylko nadarzy się
okazja, wrócę tutaj znów by móc poznać "Pitera" po swojemu, zgubić się w
tych uliczkach, kamienicach, na dachach, liniach metra, muzeach...
tekst i pozostałe zdjęcia: Daniel Goraj / afa / II rok stacjonarny