czwartek, 24 października 2013

O wyjeździe do Peterburga słów kilka, a zdjęć troszkę więcej

Gdy dowiedziałem się, że przyjadą do nas ludzie z Rosji, na samym początku pomyślałem o tym, jak będą się zachowywać, jak wyglądają, co jedzą, jak zareagują na różne rzeczy, które dla nas, Polaków, są oczywiste. Trochę dziwne, wiem!, ale jakby nie patrzeć, mamy w sobie wyrobione (chcąc nie chcą, wpojone przez rodziców) stereotypy na temat innych nacji.

Pierwszy dzień wymiany zaczął się dość spokojnie. Gry integracyjne pozwoliły zobaczyć mi, że są to młodzi ludzie, zupełnie podobni do mnie, z takimi samymi problemami i troskami jak ja.
 
fot. uczestnicy wymiany
 Największą moją przygodą podczas pierwszej części tej wymiany było poprowadzenie warsztatów z podstaw fotografii. Stanąłem przed wyzwaniem polegającym na wystąpieniu przed ledwo poznanymi ludźmi z innego kraju i przedstawienie im w zrozumiałej formie podstaw, które dla mnie wydawały się błahe i znane. Po kilku pierwszych minutach zobaczyłem, że nasi nowi znajomi zaczynają, z coraz to większą uwagą, przyswajać rzeczy mówione przeze mnie, a tłumaczone po chwili przez Julię, jedną z uczestniczek wymiany.
Kolejne dni zostały spędzone na dokładniejszym poznawaniu  się, miasta i fotografii.
 

fot. Paweł Stafij / afa / marketing
 Po intensywnym tygodniu spędzonym w Polsce przyszedł czas na naszą wyprawę do Rosji, do St. Petersburga. Podróży nie ma co opisywać, poza przystankami w Wilnie i Rydze, bo była długa i wyczerpująca.
 
Przystanek w Wilnie, który trwał ok. 4 godzin pozwolił nam na dosłownie "ekspresowe zwiedzanie" kilku zabytków i ciekawych uliczek. Rygi nie było nam dane zwiedzić nawet w szybkim  tempie, ponieważ pogoda nie byla łaskawa i padało tak intensywnie, ze udaliśmy się, błądząc trochę po drodze, do przytulnego, lecz trochę dziwacznego pubu o nazwie Leningrad.
 
Po dotarciu na miejsce, czyli do St. Petersburga, zmęczeni, lecz zadowoleni z dotarcia, wszyscy marzyliśmy o prysznicu i mięciutkim łóżku. Gdy wszyscy się umyli, odpoczęli, najedli i wyspali, przyszedł czas na zwiedzanie miasta.
 
Moje pierwsze wrażenie po zetknięciu się z miastem po regeneracji w hostelu można porównać do swoistego odrodzenia się, ponieważ dolegało mi tzw. "zmęczenie materiału", biorąc pod uwagę, że mieszkam we Wrocławiu od urodzenia i znam to miasto na wylot, a nie miałem jeszcze okazji podróżować dalej, niż do Niemiec i Holandii.
 
 
Pierwszą rzecz jaka moge napisac o "Piterze" to to, ze miasto jest ogromne. 
Ulice szerokie na sześć pasów? Proszę bardzo! 
Przepiękne cerkwie zdobione lśniącym w słońcu złotem? Proszę bardzo! 
Zapierająca dech w piersiach panorama miasta widziana z dachów kamienic? Proszę badzo! 
Muzeum sztuki w pałacu tak wielkim, że nie starczy dnia by wszytko zobaczyć? Proszę bardzo!
Metro, które mogłoby być schronem atomowym i galerią sztuki w tym samym momencie? Proszę bardzo!
Blokowiska dwudziestopiętrowców nad brzegiem Bałtyku? Proszę bardzo!
 
 








Jeśli miałbym opisać to miasto dokładniej, niż w kilku zdaniach, musiałbym w nim pomieszkać dłużej, niż tydzień, ponieważ to zdecydowanie za mało czasu, by poznać to miasto nawet w małym stopniu. Dlatego, gdy wyjeżdżałem z Petersburga, wyjeżdżałem z lekkim niesmakiem i uczuciem niespełnienia, ponieważ wiem, że znalazłbym tam jeszcze wiele ciekawych kadrów i poznał interesujących ludzi.
 
Jadąc z powrotem do domu postanowiłem, że gdy tylko nadarzy się okazja, wrócę tutaj znów by móc poznać "Pitera" po swojemu, zgubić się w tych uliczkach, kamienicach, na dachach, liniach metra, muzeach...


tekst i pozostałe zdjęcia: Daniel Goraj / afa / II rok stacjonarny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.